czwartek, 23 czerwca 2016

Evan Parker & Peter Jacquemyn – duet nieoczywisty


Każda nowa płyta z udziałem Evana Parkera, najważniejszego żyjącego saksofonisty po naszej stronie Atlantyku, jest wystarczającym powodem do zdecydowanego kliknięcia – na poziomie edytowania Trybuny Muzyki Spontanicznej - w pomarańczowy kafel Nowy Post.

Tym razem okazja nie jest wcale taka typowa, czy oczywista. Tak się bowiem składa, że 72-letni Brytyjczyk nie nazbyt często popada w duety z… kontrabasistami. W zasadzie – jeśli prześledzić nawet pobieżnie jego przebogatą dyskografię – akcje takie podejmował do tej pory jedynie z czynnym udziałem swego mentalnego brata, czyli Barry’ego Guya (dokładnym będąc, wydali w formie dostępnej całemu światu, ledwie cztery takie spotkania na przestrzeni blisko 50 lat współpracy).

Druga nieoczywistość płyty, o której za chwilę parę ciepłych słów poczynię, to fakt spotkania Parkera z improwizującą sceną belgijską i wydawnictwem z tamtejszego Gentu, czyli El Negocito Records, specjalizującym się głównie w eksplorowaniu rodzimej sceny muzycznej. Wreszcie osoba jego partnera w tymże duecie – Petera Jacquemyna, belgijskiego kontrabasisty średniego (średniostarszego) pokolenia, który nie często pojawia się na płytach bardziej rozpoznawalnych medialnie tuzów improwizacji. Spotkanie przed czterema laty na festiwalu Jazzowym w Brugii było bodaj ich pierwszym wspólnym występem (przynajmniej nie natrafiłem w dostępnych mi źródłach wiedzy na ich inne muzykowanie).

O Evanie wiemy chyba wszystko, a jeśli są wśród nas tacy, którzy tej wiedzy jeszcze nie posiedli, wnikliwa lektura kilkunastu już opowieści z jego udziałem na tej stronie, winna te elementarne i karygodne braki w wiedzy ogólnej, nadrobić w mgnieniu oka. Warto natomiast wspomnieć o Peterze. Osobiście zetknąłem się z nim dotąd jedynie przy okazji płyty – skąd inąd fantastycznej – na trzy rwące powierzchnię studyjną kontrabasy (duety Petera Kowalda z Williamem Parkerem i z nim właśnie, wydane na krążku Deep Music, Free Elephant 2004), a także niezwykle udanego koncertu w poznańskim Dragonie lat temu kilka, gdy Belg śmiało wbił się w muzyczne ekscesy Rogera Turnera i Witka Oleszaka (o tym wydarzeniu także już na Trybunie wspominałem). Trop kowaldowy jest zresztą w budowaniu wizerunku Petera właściwy ze wszechmiar. Po prawdzie możnaby Jacquemyna nazwać młodszym bratem słynnego niemieckiego kontrabasisty, tak ze względu na sposób gry (dużo smyczka) i zamiłowanie do krótkiej formy improwizacji, jak i z powodu … podobieństwa czysto fizycznego.




Ale dość tego przydługiego już wstępu. Odpalamy krążek Marsyas Suite (El Negocito, 2015), będący nieprzegadanym zapisem koncertu Evana Parkera i Petera Jacquemyna w Sint Janshospitaal, na festiwalu, którego parametry podałem już wcześniej. Wczesno październikowy wieczór roku 2012. Koncert podzielony na sześć fragmentów, odgrodzonych rzęsistymi oklaskami. Każdy z muzyków ma jeden fragment solowy, zaś pozostałe cztery to duety. Całość zamyka się w niepełnych trzech kwadransach.

Panowie muzycy startują z wysokiego C. Jest odpowiednia dynamika, jest konieczna w takim wypadku drapieżność, nie brakuje konwulsyjnych starć w półdystansie. Peter zdziera skórę ze strun kontrabasu, wulgarnie pieszcząc je ostro naoliwionym smyczkiem. Evan nie chce być dłużny i komentuje zabiegi kolegi tenorowymi przepięciami energetycznymi, aż iskry lecą, skutecznie niszcząc poświatę sali koncertowej. Po takiej, blisko 10 minutowej burzy z piorunami (opis płyty sugeruje ponad 17 minut, ale to – niestety – nie jest prawda), czas na odrobinę wytchnienia. Okazja wyśmienita – Evan solo na sopranie, bo czyż może nas spotkać coś piękniejszego w formule wolnej improwizacji!? Chwila ekstazy nie trwa długo, wszak wiek muzyka ma swoje prawa (jego bezoddechowa gra jest niezwykle energochłonna). Z kopyta ruszamy dalej. Panowie postanawiają wszystkie swoje pomysły na ten koncert zrealizować w formule very fast, zatem nie trwonimy ani nanosekundy na zbędne opowieści. Silne rozładowania atmosferyczne znów towarzyszą nam w trakcie solowego popisu Petera. Tuzin minut agresji z ziemi i powietrza. Instrument to jednak wytrzymuje i daje nam dźwiękowy przykład na nieśmiertelność swojej faktury. Peter podłącza jodłowanie otworem gębowym, czym jeszcze raz udowadnia swoje oczywiste pokrewieństwo z Peterem Kowaldem. Wraca Evan z rozbudzonym do granic tenorem i Panowie muzycy rżną niezasadną ciszę kawalkadą jakże konkretnych dwudźwięków. Publiczność bije brawo, wymusza jeszcze skromny bis, a potem czeka już na muzyków wychłodzona garderoba, wieńcząc tym samym krótki dowód na wyjątkowość tego spotkania. Jeśli zaś nam mało, sięgamy po okładkę płyty i w długim liner notes czytamy przypowieść o Marsyasie, mentalnym prowodyrze całego zajścia koncertowego (lektura zdecydowanie dla chętnych).




Krążek z należytą uwagą odkładamy na półkę, obiecując częste do niego powroty. A przy nazwisku Jacquemyn duży plusik i obietnica zwracania na niego dużo większej uwagi niż do tej pory. W ramach pokuty może krążek wydany przez Not Two przed pięciu laty? (Goudbeek/Jacquemyn/ Ninh Uwaga). Why not?


Jak już niejednokrotnie w tym miejscu wspominałem, aktywność edytorska Parkera po 70. urodzinach nie dość, że nie wyhamowała, to wręcz uległa dalszemu zdynamizowaniu. W ostatnich kilkunastu miesiącach udostępniono światu kolejnych kilka krążków, o których nie miałem jeszcze okazji wspominać (no i wysłuchać, co się samo przez się rozumie).

Jeszcze w roku ubiegłym wydany został kolejny koncert Evana z kanadyjskiego festiwalu w Victoriaville 2014 roku. Po elektroakustycznym Septecie przyszedł czas na duet z Fredem Frithem o zabawnym tytule Hello, I Must Be Going (Les Disques Victo, 2015).  Także rok ubiegły dostarczył nam gościnny występ Evana na płycie duetu Black Top (tworzą go Pat Thomas i Orphy Robinson), zatytułowanej #Two (Babel), jak również spotkanie z niedawno zmarłym, duńskim saksofonistą Johnem Tchicai’em, nagrane w roku 2005, a wydane jako Clapham Duos (Treader).


No i rok bieżący – szwajcarski Intakt Records wydał nowojorskie, studyjne spotkanie Parkera w bardzo frapującym zestawie personalnym – Sylvie Courvoisier (piano), Marc Feldman (skrzypce) i Ikue Mori (elektronika). Incydenty kwartetowe, jak i duetowe wydane pod tytułem Miller’s Tale. Instrumentarium dalece nieoczywiste, zwłaszcza w przypadku Parkera, zatem z niecierpliwością czekam na okoliczność odsłuchu. Wrażenia na Trybunie onegdaj  - zapewnione.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz