czwartek, 10 listopada 2016

El Pricto – człowiek renesansu w wirze muzycznych aktywności czyli nowości z Discordian Records


El Pricto, skromny 39-latek z Barcelony, z pochodzenia Wenezuelczyk, od pięciu lat prowadzi netowy label Discordian Records. Nie dość, że prowadzi, to jest jeszcze ponadnormatywnie aktywnym muzykiem, saksofonistą i pianistą, a także kompozytorem, aranżerem i dyrygentem wielu istotnie ciekawych przedsięwzięć z katalogu wytwórni, na ogół rozbudowanych personalnie, fascynujących i improwizujących bandów.

Na tych łamach El Pricto gościł już kilkakrotnie, czy to w drobnej opowieści o Discordian, prezentującej kilka wybranych płyt z katalogu, w tym nonetu saksofonowego Sin Anestesia, czy to w ficzersie o perkusiście Vasco Trilli, któremu partnerował w ekscytującym, z wielu względów, incydencie w kwartecie DI-VISION, czy też w dużym składzie, pod jego światłym zresztą przywództwem, The Filthy Habits Ensemble.

Dziś czas na osobną opowieść o El Pricto, właśnie jako podmiocie sprawczym, w każdej z ról, które są mu pisane i które wymienione zostały w pierwszym akapicie tej historii. Okazja jest ku temu przednia, albowiem od kilku dni dostępna jest nowa płyta sztandarowej załogi całej wytwórni, czyli Discordian Community Ensemble, a od kilku tygodni, także nagranie formacji dość szczególnej pod względem muzycznym - Reptilian Mambo.



  
Kontrast/ Ruch, … to kontrast czy ruch?

Czas i miejsce zdarzenia: Barcelona, ESMUC, 1 lipca 2016r.

Ludzie i przedmioty:  Almudena Vega (flet), Agustí Martínez (saksofon altowy, klarnet),  El Pricto (saksofon altowy, klarnet i melodica), Luiz Rocha (klarnet basowy), Iván González (trąbka), Ilona Schneider (głos – sopran),  Owen Kilfeather (głos – tenor), Paula Pinero (instrumenty perkusyjne), Jordina Millá (fortepian), Diego Caicedo (gitara elektryczna), Sarah Claman (skrzypce), Francesc Llompart (skrzypce), Pau Sola (wiolonczela), Àlex Reviriego (kontrabas), Eduard Altaba (kontrabas).

Jak gramy: Płyta zawiera sześć kompozycji, których wykonaniem dyryguje każdorazowo twórca zapisów na pięciolinii: El Pricto, Francesc Llompart, Pablo Carrascosa (nie występuje w roli instrumentalisty), Owen Kilfeather (dwie kompozycje) i Agusti Martinez. Dodatkowo w nagraniu wykorzystano fragmenty wierszy Gabriela Alejo Jacovkisa i Wallace’a Stevensa, a także tekstu prozatorskiego Roberta Musila.

Efekt końcowy: Sześć kompozycji, wykonanych w dziesięciu fragmentach, dostępnych jest od 7 listopada na stronie wydawnictwa, pod szyldem Discordian Community Ensemble  Contrast/ Movement (Discordian Records, 2016), zarówno w streamingu, jaki w formie plików audio do zakupu za seven euro or more. Łączna długość nagrania ok. 56 minut.

Przebieg wydarzeń/ wrażenia subiektywne: Prawdziwie monumentalne i ekscentrycznie ponadgatunkowe dzieło, dla którego inspiracje stanowią dokonania muzyki współczesnej, a nawet muzyki dawnej, zaczyna się … iście freejazzową woltą, w której uczestniczą chyba wszyscy instrumentaliści. Chwila wyciszenia, już na rozgrzanych instrumentach, prowadzi do spokojnej i precyzyjnej narracji, zdobionej pięknymi głosami – sopranem Pani i tenorem Pana. Strunowcy, w liczbie pięciu, zdecydowanie dyktują nam warunki gry, dęciaki zaś (równie liczne), jeśli chcą się przebić na front tej muzycznej ekspozycji, czynić to mogą jedynie na warunkach, ustalonych przez tych pierwszych. Gitarzysta, choć z prądem, jest na tyle wycofany i wstrzemięźliwy w dawkowaniu emocji, iż brzmi całkiem… akustycznie, czyniąc w całym, piętnastoosobowym przedsięwzięciu muzycznym, intrygujący dysonans poznawczy. W piątym fragmencie dopada nas prawdziwie molekularna, zwinna jak kot, improwizacja w podgrupie, której marszrutę wyznacza bardzo aktywna pianistka, korzystając także z podpowiedzi obu saksofonistów. W oddali wyczuwalny jest delikatny rytm, który pcha do przodu wszelkie dźwięki płynące z notacji, jakie dyktuje pięciolinia, a także stymuluje wyobraźnię improwizujących muzyków. Fragment szósty otwiera niemieckojęzyczny dialog z Musila. Strunowce jadą zwartymi pasażami, dęciakom jest z nimi po drodze, a nastrój robi się prawie… mozartowski. Narusza go eksplozja sopranu, który w wysokich rejestrach pobudza na nowo ducha improwizacji. Fragmenty, od siódmego do dziewiątego, upływają w nastroju hiszpańskim, by nie rzec, katalońskim (uwaga! jesteśmy w Barcelonie i musimy być czujni na takie niuanse!). Tajemniczy głos pięknie szumi, recytując w tamtejszym języku ojczystym, El Pricto kontrastuje go na melodyce, a piękny głos z zaświatów wtrąca nas na moment w swoistą krainę łagodności. Na szczęście, w trybie pilnym, zostaje ona roztrzaskana akustyczną kawalkadą dźwięków, których nie powstydziłaby się London Improvisers Orchestra. Znów piękny wokal damski, obgadywany iberyjskim szumem (what a game!), natrafia na rozeźlone skrzypce, które ripostują gwałtownie, wszak moment to kluczowy w tej części historii. W tle owej eskalacji, piano uroczo wieńczy fragment. Wraca dyrygent części szóstej, targając na barkach finałowy fragment płyty. Para skrzypiec wpada w furię, bo mają jeszcze tyle do powiedzenia, a tu niechybnie docieramy do kresu drogi. Rzeczona furia przejawia się piękną, sonorystyczną pyskówką, którą komentuje nad wyraz czysty i uwznioślający te rynsztokowe gadulstwo, głos sopranowy. Małe, improwizacyjne wojenki, przy wtórze gitary i głosu, doprowadzają nas do finału Kontrastu/Ruchu.

Mamy całe dwa dni na zebranie galopady myśli, szczypty zagubionych refleksji i czego tam jeszcze trzeba, by to niezwykłe dzieło El Pricto i czternastu jego przyjaciół, rozsądnie opisać. Improwizowana kameralistyka współczesna w dużym składzie??? Tylko El Pricto, ów współczesny Leonardo da Vinci, Król Midas nowoczesnej muzyki improwizowanej, i jak go tam by jeszcze nie nazywać, byłby w stanie to werbalnie ogarnąć. Ja zapewne poległem, ale … przynajmniej spróbowałem. Nie pozostaje nic innego, jak odsłuchać tę muzykę ponownie.



  
Mamboree … czyli jednak kontrast

Czas i miejsce zdarzenia: Jamboree, Barcelona, nagranie koncertowe, 22 listopada 2013r.

Ludzie i przedmioty:  El Pricto (saksofon altowy, głos i dyrygent), Don Malfon (saksofon barytonowy), Pablo Rega (gitara elektryczna),  Joanna Miramontes (syntetyzator, głos), Núria Andorrà (ksylofon, głos), Joni Garlick (perkusja - kanał prawy), Avelino Saavedra (perkusja, instrumenty perkusyjne - kanał lewy, dzwonki i głos).

Jak gramy: Siedem kompozycji własnych El Pricto, jedna wspólna z Donem Malfonem, ostatnia, dziewiąta, to popularna melodia Lupita, autorstwa Dámasa Péreza Prado.

Efekt końcowy: Dziewięć fragmentów muzyki, opatrzonych tytułami, dostępnych na stronie wydawnictwa od 14 października, jako Reptilian Mambo Mamboree (Discordian Records, 2016). Warunki dostępu jak wyżej. Łącznie ok. 40 minut muzyki.

Wrażenia subiektywne: Płyta, która humorem, artystycznym tupetem, czerpaniem, nieskalanym wątpliwościami, z muzycznego bogactwa kulturowego całego świata, dowodzi, iż spod pióra El Pricto wychodzą rzeczy wyjątkowe i naprawdę … szalone! Mamboree to bowiem prawdziwie rockowa petarda. Dwa ostre, jak brzytwa dęciaki, dewastujące przestrzeń klubu Jamboree pasażami riffów, godnych szacunku każdego metalowego szarpidruta. Dynamiczna i nieznosząca sprzeciwu sekcja, zbudowana z gitary, syntezatora, ksylofonu i podwójnego zestawu perkusyjnego. No i głosy, nawet wielogłosy, które zarówno lubią krzyczeć, jak i stosownie podśpiewywać. Smakuje tu dobrym fussion, kipi wyszukaną psychodelią, a wszystko zaprawione jest krwistym, rockowym sznytem. Saksofonowy frontline bije pianę, sekcja moczy nam głowy i karze tupać każdą zdrową nogą. Nad głowami powiewają podarte koszule, a w dłoniach upalone sztandary kolejnej udanej rewolucji. Modulowana, rytmiczna histeria, iskrząca mikroimprowizacjami, pełnymi drapieżności i bezkompromisowej lubieżności. Do tego evergreen Lupita, który śpiewamy jeszcze kilka dni po odsłuchu. Prosta, komunikatywna, ekscentryczna – taka jest muzyka Reptilian Mambo. Crazy game!


****

Jeśli choć przez sekundę tej opowieści poczuliście się zainspirowani, migiem odsyłam na stronę discordianrecords.bandcamp.com. Kliknijcie w etykietę el pricto. Na odsłuch czeka mnóstwo muzyki z jego kluczowym udziałem. Bez dłuższego zastanowienia, śmiało sięgnijcie choćby po … cztery poprzednie edycje Discordian Community Ensemble.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz