piątek, 2 marca 2018

Biliana Voutchkova! Ernesto Rodrigues! Guilherme Rodrigues! Magda Mayas! ‎The Afterlife Of Trees … and Strings!


Czy istnieje muzyka postsmyczkowa? Czy wystarczy nam wyobraźni, by wzbudzić w głowie obraz takich dźwięków? Może łatwiej będzie jednak sięgnąć po muzykę, skoro jest już z nami od kilku tygodni.

Historia jest następująca. W październiku 2016 roku do Berlina zawitała para przesympatycznych Portugalczyków. Ernesto Rodrigues i Guilherme Rodrigues, wyposażeni odpowiednio w altówkę i wiolonczelę, w Studio Borne 45, napotkali parę przeuroczych berlińskich rezydentek – Bilianę Voutchkovą i Magdę Mayas. Pierwsza miała w rękach skrzypce, druga posadowiona była u podnóża fortepianu. Wspólnie postanowili zagrać kilka dźwięków. Powstała muzyka, którą nazwali The Afterlife Of Trees.

Dziś, dzięki wydawnictwu pierwszego z Portugalczyków, Creative Sources, możemy poznać owoce ich ciężkiej pracy. Pięć odcinków z tytułami, jak niżej, potrwa równo czterdzieści minut. Mamy dopiero początek marca, a już jest z nami muzyka, która z pewnością zawłaszczy sobie tegoroczne listy najlepszych płyt w naszej ulubionej kategorii swobodnej improwizacji.




The Afterlife Of Trees. Wielogatunkowy szum, rodzaj napięcia na strunach, które znamionuje chęć wydania pierwszych dźwięków. Sonorystyka strun, które gotowe są niemal na wszystko, ale na razie postanawiają wymownie milczeć. Wewnątrz fortepianu dzieją się już pewne zdarzenia akustyczne, które możemy potraktować w kategorii wydawania dźwięku. Cisza, która jest grozą chwili obecnej. Pasaże mikrodronów, które próbują łapać punkty styczne. Towarzyszy temu zatracenie źródeł dźwięku, które dopada każdego słuchacza tego spektaklu. To opowieść, która ma bohatera zbiorowego. Rodzaj elektroakustyki, która nie wymaga jakichkolwiek amplifikacji. W 5 minucie nisko posadowiony dron buduje zręby narracji, pozbawionej wszakże typowych dla tego zestawu instrumentalnego dźwięków. Incydentalnie na strunach pojawiają się drobiny meta noise’u. W oddali pojedyncze, suche, młoteczkowe akordy piana. Trochę wzajemnego siłowania się na strunach. Wszystko odbywa się w bezpośredniej bliskości ciszy. Na finał kilka epizodów akustycznych na gryfach i inside piano, które przypominają nam, że obcujemy z czterema całkiem żywymi instrumentami.
           
The Multiplied Self. Jakby kilka upalonych pozytywek wyszło na długooczekiwany spacer. Narracja toczy się w oparach dronów, sprawia wrażenie jednego wielodźwięku, który drąży skałę. Chwila industrialnej wręcz zadumy – trzy strunowce drżą, rezonują i kaleczą się wzajemnie. Piano przyjmuje zaś rolę dosadnego komentatora. Jakże błyskotliwy moment na płycie! Magda wkleszcza się jeszcze głębiej w swój instrument i udowadnia, iż także on jest strunowcem i to na pełnych prawach członkowskich.
           
Suddenly Forgotten. Cisza w ciszy, nanodźwięki, akustyczna uroda tej ekspozycji wprost eksploduje. Ciąg dalszy dronowej symfonii. Drżenie, rezonans, ejakulacja. Narracja ma urok i delikatność baletnicy na balu u księcia. Dziewicy, która nie spotkała jeszcze prawdziwego mężczyzny. Cisza Cage’owskiego 4:33, to przy tej muzyce hałas! Skupiony słuchacz obcuje jednak z czymś wyjątkowym. Minimal art of noise! Silent noise! Niebywałe chamber, które wyszło z fiharmonii i zapomniało drogi powrotnej.
           
Elective Affinities. Ciąg dalszy błyskotliwych wzmagań z ciszą akustyki perfekcyjnej. Polerowanie strun, frazy urywane w ćwierć słowa. Piano Magdy wciąż w roli genialnego strunowca, które jest ledwie dotykany końcami palców. Kind of chamber fire music in deep silent! Repetycja i pętle, jako wyjątkowo skuteczna i precyzyjna metoda twórcza. Znów, delikatne jak puch, palce Magdy czynią możliwym zjawiska całkowicie niemożliwe… Być może, to ona jest królową tego balu! Oczywiście precyzyjne wskazanie who is who w tej narracji nadal graniczy z cudem. Ponownie ostatnie dźwięki odcinka improwizacji budzą w naszych głowach obraz prawdziwych instrumentów. Tak, pamiętamy: skrzypce, altówka, wiolonczela i fortepian.
           
Notes On Blindness. Na start call & response. Być każda improwizacja choćby w ułamkowej części bazuje na tym kanonie. Szumy i szmery, rezonujące przedmioty różne. Inside piano, outside strings. I na odwrót. Tu może zdarzyć się wszystko. Chwila akustyki normalnej. Jeśli to słowo cokolwiek znaczy w trakcie tego spektaklu. Zejście na poziom prostej percepcji akustycznej wzmaga poczucie przyjemności z obcowania z dźwiękami niezwykłymi, jakie były naszym udziałem od początku tej opowieści. Na finał eksperymentalny kontrapunkt. Czy strunowiec potrafi szumieć? Retoryka pytania wybrzmiewa, podobnie jak cała płyta. Bliska doskonałości!




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz